Już tłumaczę dlaczego 'omlet', a nie - omlet. Bo, co tu dużo mówić, nie jestem w stanie określić co to jest - naleśnik niezbyt, omlet też średnio, trochę ma z jednego i drugiego. Zresztą, nieistotna nazwa, liczy się smak - a ten jest naprawdę fajny. Zwłaszcza z owocami i polewą czekoladową. Co prawda, pod koniec myślałam, że następnych kawałków w siebie nie wcisnę, ale jakoś dałam radę.
Dzisiaj będę robić jeszcze ciasto, które pewnie jutro wrzucę. Znalazłam fajny przepis i chcę go wypróbować. Zastanawiam się jak to będzie z wpisami podczas świąt - albo nagotuję na zapas, albo będę musiała jakąś przerwę zarządzić. Ciężko w tym chaosie przygotowań latać z aparatem. No nic, jeszcze zobaczę jak to wyjdzie...
Wracając do meritum. Sobotni obiad. W przeciwieństwie do niedzielnego, nie musi być jakiś szczególny. Byle co, byle jak, byle zjeść. Na słodko, na słono, kanapki (;]), cokolwiek. Od celebrowania są niedziele.
Ten 'przepis' jest całkowicie improwizowany. Do ciasta potrzebna mi będzie maślanka, więc kupiłam - a, że, chociaż najmniejsza jaka była, zostanie pewnie sporo (jakoś nie przepadam), stwierdziłam, że trzeba ją jakoś wykorzystać. Także maślanka w miejsce mleka. Jedno jajko, bo mam w lodówce trzy, a kolejne pójdzie do pieczenia, ostatnie przydałoby się mieć w zapasie, a nie chcę kupować przed wyjazdem świeżych. Mąka zawsze sie znajdzie, podobnie cukier... Owoce akurat kupiłam, czekoladę też, a że zalegała mi resztka margaryny po ostatnim pieczeniu, wykorzystałam ją do polewy. No i tak jakoś wyszło...
Przepis
- 100 ml maślanki naturalnej,
- 1 jajko,
- 2 łyżki mąki,
- łyżeczka cukru pudru, troszkę cukru wanilinowego,
- pół łyżeczki proszku do pieczenia.
- kawałeczek margaryny (nie wiem ile jej miałam, na oko - grubość 2 cm),
- 3 kostki gorzkiej czekolady,
- łyżka kakao,
- łyżka cukru pudru,
- owoce: mnie najbardziej pasowały banany, a, że one same trochę mdłe by były, dodałam jeszcze kiwi.
Maślankę, jajko, mąkę, łyżeczkę cukru pudru, proszek do pieczenia miksujemy razem. Zanim zabierzemy się za smażenie, zróbmy polewę - roztapiamy margarynę (mieszamy, żeby się nie przypaliła), dodajemy cukiej, wrzucamy czekoladę i dosypujemy kakako. Mieszamy do otrzymania polewy (zero grudek, gęsta). Smażymy 'omlet'. Bardzo tego nie lubię, bo nigdy nie wiem, kiedy jest odpowiedni moment na zmianę strony i go masakruję, podważając, żeby sprawdzić czy już. No i to przewracanie... Ale, jak mus, to mus - zazwyczaj, kiedy jest już w 90% ścięty u góry, nadaje się do przerzucenia. Potem z górki (bo trzeba tylko poczekać, nic nie robić).
Układamy owoce, polewamy czekoladą i wcinamy póki ciepłe :)
Smacznego! :D
'Omlet' czy omlet - smakowity w każdym razie ;)
OdpowiedzUsuńi do tego bardzo sycący :)
Usuńteż uwielbiam omlety, a z owocami to już w ogóle:)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńMniaaaam:)!!!
OdpowiedzUsuńpyszny owocowy słodki omlet -super ;D
OdpowiedzUsuńpyszny...robimy z mężem już drugi raz ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! :-)
Usuń