Ciasta z owocami to jedne z moich ulubionych. A kiedy przychodzi już jesień, nie jestem sobie w stanie wyobrazić jej bez szarlotki. Jest sto tysięcy różnych przepisów, ale w zasadzie zawsze korzystam z dwóch. Tego, o którym właśnie, albo jabłecznika .
W dzisiejszej zdecydowanym plusem jest fakt, że jabłek nie trzeba gotować. Jedyne, czego wymagają - pokroić je w plastry lub zetrzeć na tarce (w sumie lepiej zetrzeć, łatwiej się kroi).
Smutne, że zaczął się już rok akademicki, wyczuwam deficyt czasu. Aktualnie również deficyt siły, zdecydowanie przyjemniej jest nie zakładać kurtek.
Przepis
- 3 szklanki mąki,
- 1,5 szklanki cukru,
- 1 margaryna,
- 5 jajek,
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 2 kg jabłek,
- cynamon i bakalie (płatki migdałów, rodzynki).
Zagnieść ciasto (do ciasta same żółtka! białka odłóżcie do ubicia piany - zaznaczam od razu, bo już kiedyś mi się zdarzyło zapomnieć ;D ) i zamrozić. Na blachę zetrzeć 3/4 ciasta i lekko je zapiec (żeby się przyrumieniło, najlepiej w temp. około 180 stopni). Jabłka zetrzeć na tarce i wymieszać z cynamonem oraz bakaliami. Wyłożyć na ciasto. Białka ubić z 1/2 szklanki cukru i wyłożyć na jabłka. Na pianę zetrzeć na tarce resztę ciasta.
Piec przez około godzinę w temp. 200 stopni (na funkcji góra i dół, albo 180 stopni przy termoobiegu)
Jeśli zostanie Wam nadmiar jabłek, a przypadkiem znajdziecie w lodówce ciasto francuskie, nie wahajcie się go wykorzystać ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz